Świetnie znowu pierwsza! Ubrałam się i zeszłam na dół zrobić śniadanie śpiochom. Około 9:00 Ely i Domi pojawiły się w kuchni.
-Hej!-przywitałam się zamykając lodówkę.
-Hej!
-Obudzicie Jade?-zapytałam i zabrałam talerz z kanapkami.
-Jasne.-pokiwały głowami i poszły na górę.
*Z pkt.Dominic*
Poszłyśmy z Ely obudzić Jade. Zapukałyśmy, ale nie usłyszałyśmy odpowiedzi, więc weszłyśmy. Leżała na łóżku, więc szturchnęłam ją, a Ely ją odkryła i z pościeli wypadły tabletki nasenne.
-Meg!-zaczęłyśmy krzyczeć przerażone.
-Co się stało?-spytał wchodząc.
-Jade!-wskazałam palcem.
Meg podeszła do niej i sprawdziła czy oddycha.
-Dzwońcie po karetkę!-krzyknęła do Ely i zajęła się Jade.
*Z pkt. Elizabeth*
Po tym co zobaczyła byłam przerażona. Pierwszy raz widziałam Jade w takim stanie. Mam nadzieję, że nic z nią nie będzie. Z myśli wyrwała mnie Meg mówiąc, że mam dzwonić po karetkę. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wyszłam na hol. Rozmowę z dystrybutorką przeprowadziłam dość szybko, aż byłam zaskoczona. Wróciłam do dziewczyn.
-Będą za 5 minut.
-Boże!-zaczęła płakać Domi, a Meg ją przytuliła.
Ktoś zadzwonił do drzwi, pobiegłam otworzyć.
-Dzień dobry to pani dzwoniła?-spytał jeden z sanitariuszy.
-Tak. Proszę szybko!-zaprowadziłam ich na górę. Po wejście od razu przystąpili do działania. Zbadali ją i postanowili zabrać ją do karetki.
-Czy my też możemy jechać?-spytała Domi zapłakana.
-Najlepiej będzie jak panie dojadą do nas za 10 minut.-odpowiedział starszy sanitariusz i zamknął karetkę.
-W porządku, a do jakiego szpitala ją zabieracie?-spytała Meg obejmując ramieniem Dominic.
-Świętego Leopolda.
-Dziękuję.-karetka odjechała na sygnale, a my wróciłyśmy po jakieś rzeczy dla Jade.
*Z pkt. Meggie*
To co przeżyłam było straszne! Kiedy zobaczyłam Jade leżącą bezwładnie na łóżku poczułam mdłości, ale musiałam coś zrobić i się opanować. Sprawdziłam jej puls, na szczęście był wyczuwalny, ale Jade była nieprzytomna. Na szczęście sanitariusze szybko zawieźli ją do szpitala, a my z dziewczynami ruszyłyśmy zaraz za karetką. Wszystkie zastanawiałyśmy się dlaczego to zrobiła. Znałyśmy się długo, ale ona nigdy nie okazywała swoich uczuć zawsze je w sobie tłumiła...
Gdy dojechałyśmy na miejsce Ely poszła zapytać, gdzie leży brunetka.
-Sala 15!-pobiegłyśmy tam, akurat z pokoju wychodził lekarz.
-Dzień dobry. Doktorze co z nią?-spytałam.
-Dzień dobry. Kim panie są?-poprawił okulary.
-Przyjaciółkami.-odpowiedziałam z Ely.
-Ja kuzynką.-odezwała się ściszonym głosem Domi.
-Rozumiem. Dziewczyna miała sporo szczęścia, gdybyście ją znalazły parę minut później...-pokręcił głową. Chwilowo jej stan jest dobry, ale to w każdej chwili może się zmienić.
-Jak to zmienić?-Domi zakryła dłonią usta. Ely pomogła jej usiąść.
-Tabletki, które zażyła są bardzo silne i nie wiadomo jak jej organizm to przetrzyma.-spojrzał na blondynkę. Podać pani jakieś środki uspokajające?-pokiwała głową. Siostro!-zwrócił się do przebiegającej pielęgniarki obok. Zatrzymała się. Proszę podać pani środki przeciwbólowe.
-Dobrze, panie doktorze.-pokiwała głową i zabrała Domi.
-Przepraszam bardzo,ale musimy ją zabrać na płukanie żołądka.-dotknął mojego ramienia i wrócił do sali.
Zadzwonił mój telefon. Carlos. Oddaliłam się trochę i odebrałam.
-Hej kochanie! Robisz coś dzisiaj?
-Hej!-spojrzałam za siebie. Właśnie wywozili Jade. Jestem w szpitalu.-usiadłam na krześle.
-Jak to? Co ci się stało?!
-Nic, to Jade...
-Jade?!
-Połknęła jakieś tabletki.
-Gdzie leży? Będę tam z chłopakami.
-Świętego Leopolda.
-Okej będziemy za 15 minut! Trzymaj się słonko!-rozłączył się, a ja schowałam telefon do kieszeni.
Wróciłam do Ely. Siedziała na krześle i bawił się nitką z bluzki.
-Kto dzwonił?-usiadłam obok niej.
-Carlos.
-Przyjedzie?-spojrzała na mnie. Miała opuchnięte oczy. Najwyraźniej płakała.
-Płakałaś?
-Co?-potrząsnęła głową i wytarła policzki. Uśmiechnęłam się lekko.
-Będzie z chłopakami.Wszystko będzie dobrze.-pocieszyłam ją łapiąc za rękę.
-James też?-szła do nas Domi.
-A jakżeby inaczej. Przyjadą wszyscy.
Czekałyśmy z 10 minut, aż przyjechała pielęgniarka z Jade. Miała już otwarte oczy.
-Możemy do niej wejść?-spytała Ely.
-Tak, ale za 5 minut, bo muszę ją po dopinać.-oznajmiła i wjechała z nią do sali. My czekałyśmy chwilę przed salą. Chwilę po wyjściu pielęgniarki zjawili się chłopcy.
-Co się stało?!-obok nas zjawił się zdenerwowany James.
-Zażyła silne tabletki.-odpowiedziałam.
-Ale po co?!-szatyn podszedł bliżej, a reszta ruszyła do swoich dziewczyn obejmując je i całując.
-Raczej przez kogo!-prychnęła Ely.
-Halston?! Nie wierzę!-pokręcił głową.
-To może zacznij wierzyć!-krzyknęła.
-To w ogóle twoja wina!-odezwała się Domi. Halston dziś do niej przyszła i się pokłóciły!-zaczęła płakać, a Kendall starał się ją uspokoić.
James nic nie odpowiedział tylko usiadł spuszczając głowę.
-Możecie już do niej wejść.-pielęgniarka przytrzymała nam drzwi.
-Już jest przytomna?-zapytał Carlos.
-Tak tylko proszę po cichu, bo pacjentka jest osłabiona.-oznajmiła i odeszła zamykając za nami drzwi.
Podeszliśmy do jej łóżka. Leżała do nas plecami.
-Jak się czujesz?-spytałam siadając na łóżku.
-Jak mam się czuć?-odpowiedziała cicho i odwróciła się.
Była okropnie blada i zmęczona.
-Czemu to zrobiłaś?!-James podszedł bliżej, a ona odwróciła się. Świetnie nie rozmawiaj ze mną!-założył ręce na piersi i odsunął się.
-James! Wyjdź!-odezwał się Kendall. Szatyn bez słowa opuścił salę.
-Nie wiem co w niego wstąpiło.-odezwał się Logan i pokręcił głową.
-Moglibyście wyjść? Chciałabym zostać sama.-odwróciła się do nas.
-Jasne.-wstałam z łóżka. Możemy jutro wpaść?-pokiwała głową i odwróciła się, a my opuściliśmy salę. Zostawiając ją wedle życzenia. Musi odpoczywać. Boże czy ten James naprawdę nic nie widzi po za tą swoją blond dziunią?! Wkurzył mnie.
*Z pkt. Jade*
Nie chciałam oglądać James na oczy, a on tutaj przyszedł. Świetnie! Robi mi aferę, a nawet nic nie wie! Do tego jeszcze ta suka! Niech się pobierają co mi tam! Wiem, że te tabletki to było jedno wielki świństwo, ale to wszystko przez moją bezsilność i one choć na chwilę przyniosły mi ulgę i zapomnienie. Po wizycie przyjaciół i płukaniu żołądka byłam zmęczona, więc zasnęłam.
*Z pkt. Jamesa*
Byłem wściekły. Na siebie i na Jade. Ale to jak się zachowałem było szczeniackie. Wiem, że powinienem trzymać emocje na wodzy, ale po prostu wybuchłem! Myślałem, że Jade jest mądrzejsza...Wiem, że jesteśmy przyjaciółmi i ona się o mnie martwi...Ja o nią też! Ale po prostu jestem w szoku! Po kłótni wybiegłem z sali na świeże powietrze, a potem pojechałem do domu, gdzie powinna być Halston.
___________________________________________________________________________-
Hej! :) Przepraszam, że rozdział taki chaotyczny, ale naprawdę...było ciężko to sklecić,więc jest jak jest...mam nadzieję,że coś zrozumiałyście :) Jade żyje, więc spokojnie :)
Ostatni dzień w szkole!! Nareszcie normalnie nie macie pojęcia jak ja się cieszę :P ;) Już 24 grudnia Wigilia dlatego z tej okazji (nie pisałam żadnych życzeń, przepraszam, ale jestem leniem ^^) mam dla Was obrazki :3.
Ps.: Mam do Was pytanie :D Co Wy na to,żebym pokazała Wam zwiastun mojego nowego bloga?? :3 Jeśli jesteście ciekawe to fajnie jakby pod postem znalazło się z 6-7 komentarzy, a niespodzianka na pewno niedługo się ukaże tak samo jak nowy blog ^^.
Oby Rok 2015 był lepszy od poprzedniego!!